Jest to wpis na bieżąco pisany, na telefonie, zatem z góry przepraszam za wszelkie ewentualne usterki, literówki etc. Zaczynam go ok. 17 zakończę zapewne ok. 00.
Stefan Banach, polski geniusz matematyki z międzywojennego Lwowa szukał natchnienia, najlepiej mu się pracowało, najpełniej potrafił się twórczo skupić, wśród kawiarnianego zgiełku, pośród rozgadanych ludzi, zapełniających zastawione trunkami, niedojedzonymi śledziami, serwetkami (które akurat Banach często zapełniał wzorami) stoliki. Pośród podniesionych, podpitych głosów, muzyki, brzękania sztućców i talerzy. Z przyjaciółmi, z którymi dyskutował najtrudniejsze teorematy często wybierał kawiarnię “Szkocką”, między innymi dlatego, że na marmurowych blatach tamtejszych stolików dobrze się pisało kopiowym ołówkiem (ponieważ takie zapisy, zawierające nierzadko genialne obliczenia i pomysły czasami ulatniały się z chwilą starcia przez kelnera, kupiono później zeszyt tzw. Szkocki, by trwałej przechowywał cenne wpisy i wydawano go zaprzyjaźnionym z lokalem matematykom do użycia zamiast brudzenia marmuru). No, ale to dłuższa historia. W każdym razie, jak to zwykle bywa resztę lokalu wypełniali inni goście (mayamatycy) i ich różne, mniej lub bardziej iluzoryczne dysputy.


Podczas wojny i okupacji niemieckiej Lwowa (bo była i sowiecka, a niemieckie nawet dwie), matematycznemu geniuszowi udało się załatwić bezpieczną, dającą “swobodę” wśród nazistowskich łapanek i opresji pracę i dobre “papiery”. Pracował jako karmiciel wszy.

Kiedyś, niecałą dekadę temu, kolega, warszawski profesor matematyki i informatyki – Alx, zainspirował mnie do nakręcenia krótkiej impresji wideo, do słów jego wiersza, osnutego na motywach tego okupacyjnego epizodu geniusza Banacha. Kto ciekaw, rzeczony klip jest do obejrzenia tutaj: https://vimeo.com/132769392
Ha!
Biomed ostatnio fatalny, Słońca niewiele, sił mało.., czasem nawet serce boli. Niech się choćby taka Jasmuheen wybierze do Polski w listopadzie i spróbuje odżywiać się samą praną – powodzenia!
Wybrałem się jednak i ja, pośród zgiełk, ludzi, mayamatyków, rozmowy i brzdękania..
I piszę. Co prawda nie na serwetce ani na marmurze, ale za to utrwalam, lepiej może nawet niż na kartkach, jak w szkockim zeszycie tamci, ponad 80 lat temu. Poszedłem zatem, podumać, skupić się i pisać, do Świątyni
(Kraków, jak wiadomo od wieków grodem jest we wszelakie świątynie bogatym).

A mogłem przechodzić obok:

Nie przechodziłem, tej synchroniczności nie było, ale ją stworzyłem i przywołałem, na pamiątkę tego, że to Baton przyszedł do mnie. Co mi sprawiło radość. Dziękuję!
Baton pisze, że blog jest trudny, teksty tutaj są trudne (niektóre, być może).
Tak nie powinno być.
Kiedyś o tym pamiętałem, we wstępie do mojego wizualnego podręcznika do prawa (wydanego w 2008 r., Warszawa C. H. Beck Verlag) ) pisałem przecież:
Władysław Tatarkiewicz pisał niegdyś, że aby pewna treść przeszła z umysłu piszącego do umysłu czytającego, musi być dokonana pewna praca, a jest lepiej, gdy tę pracę wykona piszący. Praca autora niniejszego skryptu miała w przeważającej mierze charakter formalno-techniczny. Starałem się przede wszystkim dokonać możliwej do zaakceptowania syntezy prezentowanych zagadnień prawnych, nie tracąc jednak z pola widzenia jak największej ilości ich istotnych cech. Czy został osiągnięty w tej sferze rozsądny kompromis pomiędzy stopniem szczegółowości a przejrzystością opracowania, warunkowany także technicznymi możliwościami składu drukarskiego w określonym formacie, ocenią Czytelnicy.
Ale Baton pisze też, że czuje się jak koneser, czytając.
Czy to źle? To chyba akurat dobrze.
Pamiętam, że i ja tak trochę może i podobnie się czułem, gdy jesienią 2007 roku, po powrocie z Australii (gdzie nie znalazłem tego, czego szukałem),



zacząłem odwiedzać blog fizyka matematycznego Arkadiusza Jadczyka (który nadal jest i regularnie przez Autora pisany). Mogłem sobie tam nawet, w komentarzach podyskutować, czasem się poczubić trochę, czasem z czym zgodzić, a najwięcej pewnie dowiedzieć i poćwiczyć myślenie, z różnymi Ludźmi, gośćmi bloga Arka.
A byli (i niektórzy są nadal) wśród nich m. in. : profesorowie matematyki, fizyki, tak teoretycy jak doświadczalnicy (choćby Trurl z Klapaucjuszem – serio, taki miał nick..), nauk technicznych, filozofowie (tacy z tytułami i tacy z pretensjami oraz samoucy), bywali też wszelkiej maści dziwacy, polscy niedocenieni wynalazcy, także licealistki (pozdrawiam Kopciuszka z tamtych czasów), psycholożki.. Kogóż tam nie było.
Razu jednego, pewien prof. dr hab. inż. nauk technicznych udowadniał mi w dyskusji,
że człowiek żadnej wolności nie ma i wolności tylko w pewnych granicach iluzję, gdyż
– i choćby dlatego – nie miał nawet wolności czy być czy nie być, czy się urodzić, żyć, nie zapytano go o to.. Więc co i dalej mówić o innych zdeterminowaniach. Byłem wtedy bezczelnawy bardziej niż teraz i zaargumentowałem, że o wolności w ogóle można mówić tylko gdy coś (ktoś) istnieje. W nieistnieniu żadnego dylematu wolności być nie miał, z definicji niejako. Riposty się nie doczekałem..
Baton wskazuje też, że pewne teksty, które są nienajgorsze (wspomina o “Bułce”) są za bardzo ukryte.
Tutaj znowu są dwie drogi i dwie możliwości.
Można upierać się, tak jak Gieorgij Gurdżijew, że pewne teksty muszą być celowo skomplikowane (często pozornie, bo po prostu wymagają nie tylko nawet erudycji i oczytania, co doświadczenia życiowego i umiejętności widzenia tego, co wokół nas jak
i w nas samych) lub pewne treści powinny być na różne sposoby poukrywane, dlatego by dotarł do nich czytelnik odpowiednio zdeterminowany i wnikliwy, taki, który zasłuży. Przypomina to klasyczne wschodnie próby, które musiał przejść uczeń. Choćby żeby mu się chciało gdzieś indziej niż.. na czole.. kliknąć.
“Opowieści Belzebuba dla Wnuka” są przecież tak napisane (choćby językowo, literacko), że aż nie chce się ich czytać. To, że autor wprowadza irytujące neologizmy wydaje się wyłącznie denerwujące, dopóki potencjalnie nie odkryjemy, że robi to celowo, gdyż chce odzwyczaić nas od znanych pojęć, które rozumiemy zupełnie opatrznie – (tu powinno być “opacznie” ale zostawiam literówkę, gdy ja zauważyłem, gdyż też na coś wskazuje..) niż należy je rozumieć, wg niego, prawdziwie (jak choćby pojęcie: śmierć).
Ale.. Czy ja chcę aby podobne zagrywki stosować?
Utrudniać by selekcjonować zdeterminowanych czy odpowiednio uważnych?
A gdzie tam.. Nie chcę.
Nie jestem Gurdżijewem i nie jest też pierwsza połowa XX wieku.
Czasy są inne, Ostatnie, i na takie sprawy czasu już nie ma.
Przeciwnie. Działam w ramach tego, co się rozpoczęło, mianowicie to, że, wszystko co było dotąd zakryte, zostanie ujawnione.
Por. Ewangelia wg Mateusza 10,26.

Dlatego wszystkie uwagi Batona przyjmuję też jako napomnienie (łagodne, widać dobre ma mój Gość serce i wyrozumiałe, co już go stawia, to tylko samo, ponad wieloma koneserami, i co, nawiasem mówiąc, wypełnia też zalecenie Gurdżijewa, by dla ludzkich niedoskonałości być wyrozumiałym.. Lecz nie pobłażliwym w tym znaczeniu, które mogłoby samym tym ludziom przynieść szkodę).
Dlatego wyprostuję pewne nie do końca chcący (niechcący raczej) ukryte treści, nie tylko Bułkę.
W najbliższych wpisach, może nie pierwszym czy drugim, ale jeszcze w listopadzie, zajmę się jednak dwoma, bardzo ważnymi pytaniami, propozycjami rozważań, które Baton postawił.
A wyrozumiały i łagodny tutaj akurat nie był, bo poruszył kwestie, na które napisać coś sensownego najtrudniej, tym bardziej, gdy tak ogólnie są zagajone.
Temat istnienia zła i Złych, najkrócej mowiąc oraz temat: myślenia.
I bardzo to ogólne i jedne z najtrudniejszych kwestii, dla ludzi, i ich myślenia (w przypadku myślenia o myśleniu jest to: metamyślenia – typowe dla filozofów, szczególnie kognitywistów, analitycznych, języka i nauki).
Jest to trudne jednak także – i w w pierwszym przypadku (zagadnienia zła) może nawet
i kluczowe – w obszarze serca: czyli uczuć, odczuć, emocji, empatii.
Tu jednak muszę przerwać, gdyż opuszczam świątynię i idę w stronę..
Przeszedłem przez nawę główną.

Nie oglądając zbytnio się na portal frontowy i specyficzne nowomodne rozety.

Szedłem tędy:


Później tędy:

I owędy.

Tutaj, choć portal i ornamentyka bardziej tradycyjna, nie wszedłem. Nie tylko dlatego, że na głucho wyzamykane.

Wypatrzylem corvina alba, ale akurat wśród innego gatunku.

Zagruchało mi m. in. o tym, że trzeba wprowadzić na tym blogu lepsze funkcjonalności
i sprawdzić tagowania, bo pewnie jeśli ktoś szuka po tagach to wielu wpisów nie pokaże.. Mój błąd, niestaranność i pewna nieznajomość wordpressa. Powinienem też sporządzić listę wszystkich wpisów z krótkim wskazaniem zawartości łatwo dostępną z linku obok (na górze, w menu po prawej jest tylko zaczątek takiego spisu). Inaczej wiele treści się gubi. Zrobię to.
Poza tym poprawię pewne tagowania, bo źle pewne słowa kluczowe –keywordsy – tagi – urządziłem i dublując się niejako (choćby : ewangelia, ewangelie, fotografia, fotografie) wprowadzają w błąd. Poza tym muszę sprawdzić czy pewne są w ogóle dodane tam gdzie trzeba. A pewne są zbędne.
Zakarbowałem sobie te potrzebne zmiany funkcjonalne
i przejrzystościowe, pragmatyczne i prakseologiczne, techniczno – formalne oraz wygodnościowo – popularyzacyjne, poczym ruszyłem dalej.



i poświęci tam gdzie trzeba. O proszę – tu też ciekawa literówka – miało być, rzecz jasna (nomen omen) – “poświeci” – ale ze światłem tak to bywa, że czasem jak poświeci to i nawet poświęci. Sacrum. Serio.


Gdy niecałe 2 lata temu zamieszkałem ponownie w Krakowie (w którym – bez mojej woli – tej świadomej na teraz – się też urodziłem, 8.8.77 roku – ale jeszcze przed 1980 wyprowadziłem a właściwie to mało miałem w tej sprawie do gadania) , zaraz przy bloku, na wejściu niejako, wymalowano:

Niby nic szczególnego, bo 8 i 8 to pewnie skrót od HH czyli “Heil Hitler“, który wypisują (bo graffiti to nie jest) po ścianach neofaszyści (tylko dlaczego polscy, tego akurat nie bardzo rozumiem). A jednak w zestawieniu ze mną (8. 8., 7.7.) oraz dodatkowym tekstem na powyższym murku widocznym, raczej takim niebardzo typowym dla faszystów itp., była to sympatyczna synchroniczność.
Natomiast zupełnie niedawno, po czerwcu roku bieżącego, latem – gdy już wiedziałem, jak trudną ścieżkę mi zgotowano (musiała być wcześniej wybrana – ja sam bym jej nie wybrał, aż tak bowiem od dawna bezczelny nie jestem) – przy drodze, po której najczęściej wracałem do domu, jak to czynię właśnie teraz – to pisząc – ktoś nalepił taki znaczek:


Ścieżka Lwa bywa bowiem także, w Taoizmie, nazywana ścieżką Tygrysa.
Dobranoc.

PS Sprawdziłem też stan techniczno-programistyczny tej witryny

Każdy tekst jest wtedy dobry gdy przynosi korzyśc zarowno piszącemu jak i czytającemu. Stad też mam takie skojarzenie ze to blog dla koneserów . Wspomniana trudność odnosila sie głównie do obcyh mi wyrazow np. transsubstancjacja .
Daje konia z rzędu dla kogos kto wyrwany do tablicy wytlumaczy mi co to jest. Koneser wie … a jak ktoś chce się poczuć koneserem odwiedza profesora google.
Mnie się chciało bo wpis byl ciekawy. Wyjaśnienie różnicy w owym wpisie- ze jest się z Bogiem i że Bóg jest ze mną jest proste i przejrzyste- bardzo ciekawe. ….No i to poczucie się, przez chwilę koneserem też było miłe.
Dusza Artysty tak juz ma, ze czasem musi bo się udusi.. zaczynam rozumieć malarzy rzeźbiarzy i poetów i ich natchnienie do tworzenia. Nie mam niestety talentu wymienionych ale czytając coś tutaj mam to samo odczucie zareagowania … musze bo sie udusze.
I tak sobie piszę… odkrywam prawo odwrotnego skutku , próbuje odczytac przekazy aniołow w zbitku cyferek zachwycam sie zdjęciami .
Pojawiające się cyfry w naszym życiu to nasze pieczęcie mówiace o przeznaczeniu. Warto sie im przygladać i chyba najlpiej jak robi to ten, wokól którego się one pojawiają.Choćby np. cyfra 13 okrzyknięta jako pechowa a pierwotnie ma wręcz odwrotne znaczenie. Odkąd je poznałam nigdy mi sie nie skojarzy z pechem.
To chyba ważne przy odczytywaniu wiadomości od Aniołów. To dialog intuicjii z pośrednikem Boga. Mnie tez w dzisiejszej dacie dopadla numerologiczna cyfra i pewnie niebawem ją odczytam.
Cieszę sie ze nie jestem matematykiem bo cyfry byłyby dla mnie tylko fragmentem jakiegoś wzoru równania albo innego wynalazku, to nudne.Jestem poprostu Baton. Może być taki jak to słynne pudełko czekoladek od Forest Gumpa.
Dla mnie , moim pierwszym wpisem byl odcinek 21 moim celem było dotarcie do odcinka 1. Po przemeblowaniu strony stalo się to znacznie prostsze .Wiele wpisów jest bardzo osobistych i może to wywołuje lęk przed komentarzami bo to jakby pisanie listu do jednej osoby a czyta je milony.. to w sumie dość popularna forma ale po śmierci autorów . Ja tego lęku nie mam więc jeszcze coś tu sobie popiszę za przyzwoleniem gospodarza.
Podoba mi się w tym labiryncie, odkrywam pochowane teksty i w miare czasu wracam do nich Na blogu Ark też jest ciekawie pomimo ze tam jest jaskinia matematyka ale to chyba dodaje swoistej pikanteri. Jak mi tchu wystarczy to i tam zajrzę …. niebawem.
Bardzo dziękuję za wszystko co napisałeś w tym komentarzu. U mnie jest jakaś lokalna
anomalia kwantowo – wordpressowa jak widzę, (choćby statystyczna), że komentarzy tak malutko, a przekazanego sensu tak dużo,
Traktuję go specjalnie i wkomponuję odpowiedź w nowy wpis 🙂
chyba już wszystkie zakamarki w tym labiryncie odwiedzone, wszystkie są ekscytujące, zbieram sie na komentarz zbiorczy…
A ja kilka dni temu napisałem szkic wpisu i jakoś nie opublikowałem. Może na weekendzie. Dziś Mikołaj przydałoby się coś podarować może co wymyślę.